3.12.2014

Na chwilę przed

źródło: http://beautifulplacestovisit.com
Nasza wymarzona podróż po dalekich ciepłych krajach zbliża się  coraz większymi krokami. Wcześniej czuliśmy, że to temat bardzo odległy i mglisty, coś jak myślenie o maturze będąc w pierwszej klasie liceum. Czas ma jednak tę właściwość, że posuwa się do przodu i powoduje, że termin wylotu z kraju jest coraz bliższy. Pewne sprawy zaczynają nabierać pełnego biegu. Ostatnio zamknęły się zobowiązania wobec naszych pracodawców. Wyprowadzamy się z Gdańska, z naszego wynajmowanego od dłuższego czasu pokoju. Pożegnaliśmy się już z wieloma z naszych znajomych. Mentalnie właściwie zmieniliśmy już chyba miejsce pobytu. Wydaje się, że odrywamy się od naturalnej kolei rzeczy, jaką jest zmiana pór roku. Zatrzymaliśmy się na lecie, które w tym roku było długie i gorące. Ostatnio tylko pogoda przypomina nam, że fizycznie jednak jesteśmy jeszcze w Polsce, choć dla nas to jakby okres kilku dni załamania pogodowego. Taka przerwa między latem, a latem... Ciekawi nas czy zobaczymy śnieg w tym roku. Pojawił się już podobno w kilku miejscach w kraju. Do Gdańska jeszcze nie dotarł.

Dotychczas chwaliłem się, że jedziemy do Azji. Azja jest jednak dość rozległym pojęciem, pozwolę więc sobie przytoczyć pokrótce gdzie chcielibyśmy się znaleźć. 11 grudnia lecimy do Indii, w których spędzimy około trzydziestu dni poruszając się z miasta Mumbai na północ, później na wschód. Następnym punktem ma być Nepal i zobaczenie Himalajów. Niestety pora roku, którą zastaniemy w Nepalu raczej nie pozwoli na odwiedzenie wysoko położonych szlaków, które początkowo mieliśmy w planach. Po dwóch tygodniach spędzonych w Nepalu wracamy do Indii i 16  lutego lecimy z Kalkuty do Kuala Lumpur w Malezji. Z Kuala Lumpur przemieścimy się na południe, przez Singapur do Indonezji. Powróciwszy z Indonezji przeniesiemy się na północ do Tajlandii i Kambodży. Tajlandia będzie najprawdopodobniej punktem, z którego wrócimy do Polski.Nie będę teraz pisał szczegółowo o miejscach do których się wybieramy, ponieważ życie pokaże pewnie, że nasz dokładny plan się pozmienia. Na dziś nie mamy jeszcze nawet odpowiedzi z ambasady indyjskiej czy dostaliśmy już wymarzone wizy, choć formalnie dotrzymaliśmy terminów, nie posiadamy żadnych powiązań z Pakistanem, z którym Indie są w stanie wojny (kilka pytań w indyjskim formularzu wizowym dotyczy właśnie  relacji petenta z Pakistanem). Jednakże nawet indyjska ambasada nie ma takiej mocy, żeby odwieść nas od realizacji naszego pomysłu... Jeśli wiz nie dostaniemy włączymy plan B: przebukujemy bilety i zaczniemy na przykład od Tajlandii (bez wizy do 30dni, o ile przyleci się samolotem) i później pomyślimy co dalej.


Zgromadziliśmy już prawie cały ekwipunek jaki sobie założyliśmy. Niedługo wyjdzie na jaw co z tych rzeczy jest kompletnie niepotrzebne, a o czym nie pomyśleliśmy w ogóle. W krajach, które będziemy odwiedzać praktykowany jest handel, a więc ewentualne braki będzie można jeszcze uzupełnić. Nadmiar zaś wyląduje najwyżej w koszu. Jako że jest to nasza pierwsza wyprawa z dobytkiem noszonym na plecach, wybór rzeczy, które zabierzemy nie był łatwy. Wzorowaliśmy się na doświadczeniach innych znanych i nieznanych podróżników i myślę, że zestaw który ze sobą zabieramy jest rozsądny. Pierwsza taka wyprawa jest ponoć najdroższa bo gromadzenie rzeczy potrzebnych zaczyna się praktycznie od zera. Przy doborze plecaka postanowiłem postawić na minimalizm, zakładając, że im mniej się zmieści tym mniej trzeba będzie przez te kilka miesięcy nosić. Wybraliśmy więc plecak czterdziestolitrowy, rozpinany wzdłuż (jak neseser), z ciekawym systemem wentylacji na plecach, co z pewnością przyda się w ciepłych krajach.
Do małego plecaka trzeba było dostosować garderobę. Kupiliśmy kilka ubrań zrobionych z lekkich i szybkoschnących materiałów. Zwiedziliśmy przy tym mnóstwo sklepów turystycznych poszukując rzeczy nas interesujących, a przy tym niedrogich.  Sprzęt fotograficzny również powiększył się o kilka nowych artykułów. Kupiliśmy między innymi używany obiektyw z dość długą ogniskowa (taki co mocno przybliża). Do tego zapasowa bateria, dodatkowe karty pamięci i kilka innych gadżetów. W toku przygotowań do wyprawy trafiłem na stronę innego podróżnika, który umieścił na niej bardzo ładne i dobre zdjęcia zrobione w wielu różnych miejscach na świecie. Pomyślałem wtedy, że i ja z naszej podróży nie mogę przywieźć kiepskich zdjęć. Przeczytałem więc kilka książek dotyczących tworzenia fotografii. Trochę mniej czasu miałem na ćwiczenie wyczytanych mądrości, ale wszystko przede mną.
Cała wyprawa okazuje się zaawansowanym logistycznym przedsięwzięciem. Oprócz ekwipunku mamy za sobą organizowanie wielu innych spraw. Około półtora miesiąca przed wylotem należało rozpocząć przyjmowanie szczepionek. Uderzyło to nas trochę po kieszeni: standardowy zestaw do Azji to wydatek 600zł za osobę. Zdrowie jest jednak najważniejsze, a tak daleko od domu nie chcielibyśmy mieć z nim problemów. 
Kilka razy odwiedziliśmy również nasz bank. Trzeba było głęboko zastanowić się jak obracać pieniędzmi by nie stracić zbyt dużo na różnicach kursów walut. Ostateczne rozwiązanie to konto walutowe zasilane z konta podstawowego za pośrednictwem kantoru online (inna firma niż nasz bank). Takie rozwiązanie wydało mi się najmniej stratne. Mamy jeszcze możliwość wzięcia kilku złotych kredytu, ale to tylko jako zabezpieczenie w razie sytuacji na prawdę kryzysowej bo cała idea przewiduje, że jedziemy i zwiedzamy za swoje.

Czujemy się przygotowani do naszej podróży. Gdzieś tam w środku drzemie jednak ta niepewność czy nie zginiemy tam zaraz po wyjściu z lotniska, czy umowny standard higieny w Indiach nie okaże się przeżyciem dla nas zbyt drastycznym. A tłok? Indie to drugi pod względem liczby ludności kraj na świecie. To może jednak nie jedziemy? No ale jak to? Tyle przygotowań nie może pójść na marne. A więc jedziemy, jak już dojedziemy to będziemy w Azji i będzie trzeba tam sobie poradzić. A że w radzeniu sobie jestem asem, przeżyjemy cali, zdrowi i z bagażem przygód oraz doświadczeń.
Cieszą mnie ostatnio reakcje na nasz pomysł ludzi, których spotykam. Kilka miesięcy temu najczęstszą reakcją było niedowierzanie czy ta idea w ogóle zacznie być realizowana oraz zapewnienie, że w Indiach będzie śmierdziało bo to brudny kraj. Szczególnie jednak cieszyło mnie zdanie ludzi, którzy podobne eskapady mieli już za sobą. Brzmiało mniej więcej "Tak! Fajnie! Uda się wam!". O smrodzie nie wspominali. Ostatnio, gdy termin wylotu jest coraz bliżej, a przygotowania idą pełną parą, usłyszałem kilka razy słowa:"zazdroszczę Ci" i to było bardzo miłe.
Jesteśmy odważni bo zamykamy sprawy na kilka miesięcy i zostawiamy wszystko za plecami. Okazuje się, że nie jest to  wcale takie trudne.

3 komentarze:

  1. Klapki "Kubota" też Pan spakował, ma się rozumieć?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam za Was kciuki i troszkę Wam zazdroszczę - z przymrużeniem oka ;-) oczywiście :-) Pozdrawiam Ilona

    OdpowiedzUsuń
  3. Grzegorz, wyglądasz jak Meksykański turysta. Pzdr. Bart oPat z Poznania

    OdpowiedzUsuń