23.11.2014

Palcem po mapie...


Odkąd pamiętam nie umiałem się nudzić zawsze znajdując sobie ciekawe zajęcia i projekty, które we większym lub mniejszym stopniu destruowały mój dom oraz kieszonkowe. Z każdego z nich wynosiłem jednak bardzo cenne doświadczenia. Zainteresowanie wszystkim, zarówno w najmłodszej młodości, jak i dzisiaj w połączeniu z umiarkowaną, co  prawda, ale jednak istniejącą we mnie skłonnością do podejmowania ryzyka, spowodowało, że postanowiłem wraz z Dominiką podjąć się realizacji projektu, w moim mniemaniu ogromnego.

Główne założenie - znalezienie się około drugiej dekady grudnia br. w Azji, w pierwszej kolejności na Półwyspie Indyjskim i spróbowanie jak smakuje przyrządzane tam curry. Oczywiście curry nie będzie jedyną spożywaną przez nas potrawą, ale jednoznacznie kojarzy się z Azją i... jest jedną z naszych ulubionych przypraw. Konsumpcja posiłków nie jest również jedyną rzeczą, którą będziemy w Azji robić. Pomiędzy śniadaniami, lunchami, obiadami i kolacjami mamy zamiar zobaczyć jak wygląda świat i życie na kontynencie tak odmiennym od Europy. Ostatnie założenie dotyczące szczęśliwego powrotu do kraju, postaramy się zrealizować około kwietnia 2015r.

"Podobno Azja istnieje gdzieś, lecz z moich okien nie widać jej" śpiewała kiedyś pani Katarzyna Nosowska. Wyjrzeliśmy z Dominiką pewnego listopadowego czy tam grudniowego wieczoru roku 2013 za nasze okno. Azji nie było faktycznie widać. Ustaliliśmy więc, że wyjdziemy za drzwi i pójdziemy za horyzont aby przekonać się czy Azja istnieje naprawdę. Oboje mamy podróżnicze dusze, oboje mamy odwagę potrzebną do tego by wyjść ze swoich czterech ścian i zobaczyć to czego nie widać z Gdańska. Mamy głód przygód, mamy też na koncie kilka podróżniczych i nie tylko doświadczeń, które ów głód jedynie powiększały. Czy mamy obawy? Pewnie! Obawa to głos instynktu, podobnie jak przeczucia. Ważne by te dwie rzeczy rozgraniczyć i umieć ich słuchać. Moje przeczucie rzadko mnie myli, a obawy przydadzą się i przyczynią do szczęśliwego i bezpiecznego powrotu do domu. Uważam, że jeśli nas coś nie zabije lub jeśli sami się nie zabijemy to znaczy, że będziemy żyli. To co się zdarzy pomiędzy urodzeniem a śmiercią zależy głównie od nas samych. Postanowiłem już dawno, że moje życie będzie barwne, stąd zamiłowanie do wszystkich moich gitar, do książek, płyt CD i kultury w szerokim rozumieniu. Myślę, że oglądanie dalekich zakątków świata wprowadzi kilka nowych barw, których jeszcze nie widziałem i których istnienia pewnie nawet się obecnie nie domyślam. Nie wiemy co nas czeka na naszej wyprawie, nie wiemy co zobaczymy i gdzie dokładnie wylądujemy. I Niewiedza jest jedną z tych pięknych rzeczy, które dodają szczypty emocji i są związane z naszym projektem (swoją drogą niezbyt lubię określenia "projekt" bo kojarzy mi się z korporacją i konsumpcjonizmem...).

źródło: podroze.gazeta.pl
Do niedawna jeszcze nie mieliśmy konkretnych planów gdzie i kiedy się znajdziemy, choć na dziś kompletnego planu również nie posiadamy. Występują jedynie dwie sztywne wartości w postaci dwóch rezerwacji lotniczych: w grudniu 2014r. Warszawa - Mumbai, zwany niegdyś Bombajem oraz Kalkuta - Kuala Lumpur w lutym 2015r. Następna wartość, może nie stała, to odkładane przez nas fundusze i ekwipunek. Ostatnią chyba wartością, również zmienną jest zbieranie doświadczeń, zarówno własnych jak i innych podróżników, oraz snucie planów. Bardziej marzeń niż planów, choć coś na pewno będziemy zaplanować. Nie mamy jednak zamiaru tego przyszłego planu skrupulatnie przestrzegać bo my teraz jesteśmy tutaj, a cel podróży jest tam, a przecież nie wiemy co zastanie nas tam skoro jesteśmy teraz tu...

Skąd taki pomysł? Skąd motywacja? Niegdyś takie pomysły były dla mnie nierealne. Każdy jednak kto odwiedza festiwal rozdania KOLOSÓW w Gdyni nabiera przeświadczenia, że wszystko jest możliwe przy odrobinie chęci i odwagi. Przyznam, że prelekcje prezentowane na festiwalu zawsze robią na mnie ogromne wrażenie. Na techniczne pytanie "czy to da się?" pięć lat temu odpowiedziałbym, że to pytanie jest retoryczne, a odpowiedź byłaby przecząca. Dziś nadal uważam, że pytanie jest retoryczne, tylko odpowiedź na nie się zmieniła...


źródło: wiadomosci.wp.pl
Zapytałem dziś Dominikę od kiedy marzy o podróży na koniec świata. Odpowiedziała: od zawsze. Ja sam, odkąd pamiętam, marzyłem o przebywaniu w miejscach oddalonych od rodzinnego domu o tysiące kilometrów. Nie bez znaczenia była pomoc mojej mamy, która na pierwsze kolonie wręcz wypychała mnie z domu. To ona pokazała mi na czym polega delektowanie się górskimi wyprawami oraz zostawiła mi w spadku gen radzenia sobie w każdej sytuacji. Mamo, skarżyłaś się ostatnio, że od grudnia będziesz mało sypiać w nocy... można był zamknąć mnie niegdyś w pokoju i nie pokazywać piękna tego świata - spałabyś dziś spokojnie.
Gdy miałem 6-7 lat miałem zakaz wychodzenia poza pewien ustalony z mamą rewir na naszym osiedlu. Przyznaję się dziś, że nie dotrzymywałem słowa i chodziłem najpierw za ulicę, później na inne osiedla i coraz dalej bo ciekawość poznawania świata była zbyt silna. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia... do tej pory najdalszy punkt, w którym się znalazłem był oddalony o jakieś 3000 km od domu. Czas teraz pójść dalej, na inny kontynent.

Wybieram Azję.